Kierowcy wsiadający za kółko po spożyciu alkoholu nadal są sporym problemem na drogach nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Otwarcie mówi się o systemach, które miałyby uniemożliwić uruchomienie pojazdu w sytuacji, gdy kierowca znajduje się w stanie wskazującym.
50 lat temu podjęto pierwszą poważną próbę stworzenia narzędzia odcinającego zapłon nietrzeźwemu kierowcy i o tym ciekawym urządzeniu chciałem napisać.
Przyznać jednak na samym początku muszę, że historia nie do końca jest taką, jaką bym chciał. Nie zachowało się zbyt wiele materiałów na ten temat, a co najgorsze — tylko jedno zdjęcie. Potraktujcie ten tekst jako ciekawostkę i szerzej ujętą wzmiankę o tym wynalazku.
Autor: Rastoporte
Prolog
Kiedyś nie było pasów bezpieczeństwa, sygnalizacji świetlnej na drogach, przejść dla pieszych i wielu innych znanych dzisiaj rozwiązań służących bezpieczeństwu. Tak samo pijani kierowcy nie są niczym nowym i próby walki z zagrożeniem, jakie niosą, sięgają w zasadzie początków motoryzacji.
Dziś bardzo często nie chcemy jechać z pasażerem, który nie ma ochoty np. zapiąć pasów. A więc ogólna świadomość ludzi i postrzeganie poszczególnych rozwiązań także ulega zmianie. Tak samo spożycie alkoholu było zupełnie inaczej odbierane kilka dekad temu, a kontynuacja jazdy po kilku głębszych nie była niczym wyjątkowym. Było ogólne przyzwolenie społeczeństwa na takie praktyki. Właśnie dlatego na początku lat 70., General Motors szukał już rozwiązań mających na celu wykluczenie przynajmniej części potencjalnie niebezpiecznych kierowców z dróg.
Pierwsza wersja testu na czujność
W 1974 roku zespół inżynierów opracował narzędzie, które miało w tym pomóc i wykorzystano do tego celu markę Buick. Korzystanie z niego polegało na wykonaniu 10-sekundowego testu przed każdym uruchomieniem pojazdu. Na desce rozdzielczej zamontowany był wskaźnik, który poruszał się w obu kierunkach. Zadaniem kierowcy było utrzymywanie wskazówki w środkowej części tarczy poprzez krótkie ruchy kierownicą. Podczas samego testu, prędkość poruszania się wskazówki zwiększała się, co wymuszało jeszcze większą czujność i szybsze korekty kierownicą.
Po pomyślnym ukończeniu testu zapalał się napis „PASS”. Skutkowało to odłączeniem blokady zapłonu i silnik mógł zostać uruchomiony.
Niezaliczenie zadania z kolei wiązało się z podświetleniem przycisku „RESET” i możliwością podjęcia kolejnej próby zaliczenia testu. Po trzech nieudanych próbach, następne podejście możliwe było dopiero po upłynięciu pełnej godziny.
Pierwsze propozycje tego wynalazku działały jednak na nieco innej zasadzie. Według GM, wcześniejsze wersje testu kierowcy zawierały pięć przycisków z podświetlanymi numerami nad nimi. System podświetlał numery w losowej kolejności, a zadaniem kierowcy było odtworzenie zapamiętanej sekwencji poprzez naciskanie przycisków pod numerami i to w określonym czasie.
Wątpliwości
Dlaczego nie zdecydowano się na powszechne użycie tego wynalazku? Chcę pominąć sytuację gospodarczą w USA, ale zapewne jest nie bez znaczenia. Okres od początku lat 70. do połowy lat 80. określa się w motoryzacji mianem „malaise era”. Był to czas słabej jakości samochodów, ogólnego niepokoju i marazmu, w którym pogrążona była cała branża. Powodów tego stanu było wiele, jak chociażby kryzys naftowy, który rozpoczął się w 1973 roku. Najprościej rzecz ujmując, nie był to najlepszy czas na wprowadzanie tak inwazyjnych urządzeń.
Bo jak przy takich nastrojach w kraju przekonać klientów, którzy po alkoholu nie wsiadają za kółko do wykonywania testu przy każdym uruchomieniu pojazdu? To wygląda tak, że ci trzeźwi, których jest większość, są w pewnym sensie karani i utrudnia im się korzystanie z auta właśnie przez tę mniejszą grupę wsiadającą „po spożyciu”.
Z drugiej jednak strony, gdyby znacznie ograniczyło to ryzyko wypadku z nietrzeźwym kierowcą, na pewno wiele osób nie miałaby nic przeciwko 10-sekundowej niedogodności podczas odpalania. Wskazuje się również na inne korzyści. Takie zabezpieczenie pozwoliłoby wyeliminować także osoby mocno wzburzone lub przemęczone, przynajmniej do czasu zaliczenia testu i swego rodzaju ochłonięcia.
Problem jednak w tym, że tego typu test nie jest zbyt precyzyjny. Zapewne niejedna osoba, niebędąca kompletnie pijaną, wykrzesałaby na tyle dużo uwagi w ciągu tych kilku sekund, aby takie zadanie zaliczyć. Nie mówiąc już o możliwości oszukiwania, np. kiedy ktoś obcy lub nawet pasażer taki test może ukończyć i zamienić się miejscem z nietrzeźwym.
Najważniejsze na koniec. Co w momencie zagrożenia życia? Pożar, powódź, napad lub jakakolwiek nagła sytuacja? W takich chwilach liczy się każda sekunda, a takie urządzenie praktycznie uniemożliwiłoby ewakuację czy ucieczkę.
Dlaczego nie wyszło?
Producenci samochodów raczej niechętnie montowali systemy poprawiające bezpieczeństwo w pojazdach. Zmieniło się to nieco po 1965 roku, ale gdyby nie odgórne wymogi i regulacje, wiele z rozwiązań nie zostałoby z pewnością wprowadzonych. Świetnym przykładem mogą być poduszki powietrzne. General Motors w 1974 roku, jako pierwszy duży producent zaoferował je w formie wyposażenia dodatkowego. Z powodu braku zainteresowania, wycofano system airbagów z oferty w 1976 roku. Dopiero po wprowadzeniu odpowiedniego obowiązku prawnego, wróciły one do oferty w latach 90.
Tak samo jest właśnie z blokadą alkoholową. Były próby, są możliwości, ale dopóki nie stanie się to obowiązkiem, to tego w żadnym samochodzie wyjeżdżającym z salonu nie zobaczymy.
Dostępne są na rynku odpowiednie urządzenia uniemożliwiające rozruch pojazdu przez osoby, które „coś wydmuchają”. Zazwyczaj stosuje się to w samochodach służbowych, np. autobusach.
Przepisy dopuszczają ich użytek, ale nie nakazują ich stosowania. W wielu krajach nakłada się obowiązek montażu tego typu urządzenia na osoby już skazane za jazdę pod wpływem i recydywistów. Od lipca 2022 roku, każdy nowy samochód wprowadzany na europejski rynek musi mieć możliwość zamontowania blokady alkoholowej.
A jaki jest Wasz stosunek do takich rozwiązań? Powinny stać się obowiązkowe w UE?