Odkrywaj

Niezawodne auta nie istnieją

Chociaż tytuł może się wydawać oczywistością, tak niezawodne auta nie istnieją. Tak na logikę, każdy pojazd wymaga pewnej, choć minimalnej, troski. Nie wspominam o tankowaniu, zmianie płynów czy filtrów, a o zwykłej kontroli i wymianie części. Jak tak pomyśleć, to czym się powinien taki niezawodny pojazd cechować? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie.

Autor: SonyKrokiet

Odporny na druciarstwo

Pewną ważną cechą, chociaż nie idącą zawsze w parze, jest odporność na eksploatację oraz druciarstwo. Przez druciarstwo mam na myśli doraźne naprawy sprawiające, iż auto dalej jest sprawne. Zazwyczaj do takich celów używa się drutu czy taśmy klejącej. Czasem też dopasowuje się element z innego samochodu. Taka praktyka jest powszechna w przypadku nietypowych aut. Pisząc nietypowe mam na myśli te, których wyprodukowano dosyć mało.

To Volkswagen? Niee, Suzuki Swift z frontem od niego | Facebook

Dobrym przykładem takich druciarskich napraw są starsze samochody, które w Polsce spędziły dobre kilkadziesiąt lat bytności, niekiedy nawet od nowości. Wiele takich wozów posiada halogeny, kierunkowskazy czy światła przeciwmgłowe z innych pojazdów. Zazwyczaj dawcą części były wozy rodzimej produkcji. Pewną nieformalną tradycją Polski lat 80. było przeszczepianie silników Diesla z Mercedesa W123 do aut amerykańskich. Niemalże wzorcowym przykładem jest czerwony Plymouth Savoy z lat 50. – wóz otrzymał silnik oraz klosze tylnych lamp z popularnej beczki.

Rzeczony Savoy | Internet

Najbardziej widocznym przykładem druciarstwa moim zdaniem jest Toyota Celica ST z 1985 roku. Wóz większość czasu spędził w naszym kraju, przez co zyskał różne patenty. Jednym z nich były chociażby halogeny i pompa paliwa z Polskiego Fiata 125p czy wydech z Poloneza. Wóz był tak ciężki w naprawie przez brak części, że w latach 90. oficjalne przedstawicielstwo Toyoty wystosowało pismo. Stwierdzili w nim, że części nie mają i nie podejmą się serwisowania auta nieoferowanego w oficjalnych salonach sprzedaży. Historia wozu skończyła się happy endem, a Toyota została odbudowana z oryginalnych części. Parę rzeczy jak włącznik halogenów czy spłowiała tapicerka została. Na pamiątkę historii tego samochodu.

Toyota Celica już po renowacji | Zdjęcie z magazynu Classic Auto

…oraz eksploatację

Nie zawsze odporność na doraźne naprawy idzie w parze z trudami eksploatacji. W tej sytuacji naprawy rodem z MacGyvera potrafią odbić się czkawką. Z drugiej strony są też auta, co zniosą wiele i nabiją też wiele kilometrów. Najlepszym przykładem są stare Peugeoty i Mercedesy z silnikami Diesla. Dobrze sobie też radzą stare Toyoty, BMW, a nawet Polonezy Trucki. Te wozy dalej istnieją w Afryce czy krajach o suchszym klimacie. Główną przyczyną jest zmniejszenie czynnika korozyjnego oraz wytrzymała i prosta konstrukcja. Stary wolnossący benzyniak potrafi się odwdzięczyć przy minimalnej kontroli serwisowej. A w starym dizlu nie ma EGRu, turbin czy wrażliwych części, więc pojedzie nawet na oleju z frytek.

Niezawodne auta odcinek 86 – Toyota Corolla z silnikiem Diesla

W tej materii przypomina mi się kilka aut. Jednym z nich była Mazda 323 Familia w wersji kombi, która dokulała ponad milion kilometrów. Wóz pomimo schrzanionej zbieżności czy zastosowaniu kanistra zamiast baku dalej jeździł. Właściciel porusza się w nim w Afryce. Tam kwestia przeglądów nie istnieje, a jeśli już, to są mocno umowne. Raczej odbywa się to na zasadzie auto jeździ, znaczy sprawne.

Rzeczona Mazda 323 – ładna prawda? ( ͡° ͜ʖ ͡°) | Kadr z filmu z kanału Passy

Innym, który poruszałem we wpisie o pickupach, jest Toyota Hilux. Wóz nieraz testowano mniej lub bardziej brutalnie. Przykładem niech będzie test z magazynu TopGear, czy też świeższy film od WhistlinDiesela. Co jak co, ale ten koleś to wie, jak sprawdzać wytrzymałość aut.

Wierzcie lub nie, ale to i tak jedna z łagodniejszych czynności, jaką robił z Hiluxem | Kadr z filmu z kanału Whistlin Diesel

Co do kwestii amerykańskich wozów, to przeżywalność wypada różnie. Jeśli to nie jest jakieś koncernowe dziwactwo z endemicznymi rozwiązaniami, a zwykły wóz z solidną konstrukcją, to także może swoje przeżyć. Najlepiej to widać po starych amcarach z lat 50. czy 60. Ze względu na swój status i kultowość, części dalej są wytwarzane. Inna sprawa, że ówczesna technologia zazwyczaj robiła auta z pewnym zapasem materiałowym i na ramie. Mówiąc prościej, póki rama nie zgniła, to auto poruszało się dalej. Później sprawa komplikowała się ze względu na średnią jakość materiałów czy montażu samochodu.

Części są, ale w katalogu

Każde auto się zużywa i to nie podlega dyskusji. Szybciej lub wolniej, zależnie od użytkowania. Kluczowym elementem sprawności wozu jest dostęp do części. Tutaj się robi ciut bardziej skomplikowanie. W Polsce da się jeszcze dostać części do rodzimych aut, głównie z ery Polskiego Fiata 125p i 126p. Mimo iż nie produkuje się ich od ponad dwóch dekad, zapasy magazynowe oraz rzemieślnicza robota dalej działa. Swoje robi też unifikacja części. Przykładowo regulator napięcia starszego typu pasuje do Poloneza, Tarpana, FSO 125p czy też Honkera. Kierunkowskazy z Poloneza były w Lublinie. Silnik Diesla 4C90 montowano w późnych Żukach i Lublinach.

Honker czyli największy zbiór części magazynowych polskiej motoryzacji | Materiał prasowy Daewoo

Z zagranicy pod tym względem niemal wzorowo wypada koncern Volkswagen. Wiele elementów siedziało w VW, Audi, Seacie czy nawet Skodach Feliciach. Nie ma więc problemu dobrania pasującej części. Podobnie było w Toyotach oraz autach General Motors (nie dotyczy aut malaise era czy na platformach FWD). Silniki, mechanika albo elementy wnętrza były w różnych modelach. Na niekorzyść Toyoty przemawia to, że w pewnym momencie stwierdzili, że już nie robią współzamiennych elementów. Mając starą Toyotę z lat 90., nie naprawisz jej częściami z nowszej – bo nie pasują.

Problem robi się, gdy mamy rzadką wersję auta albo producent wkładał tam jednostkowo części. Dobrym przykładem jest Golf II Country. Napędy Syncro nie były często zamawianą opcją. Najgorzej, kiedy już nie ma nowych części, zarówno w katalogach, jak i do zamówienia. Wtedy zostaje tylko się modlić o używany element albo zakład regeneracyjny. Najgorzej wypadają pod tym względem francuskie czy włoskie auta, a także japońskie endemiczne. W tej sytuacji dopasowujesz część z innego modelu albo kupujesz kolejnego na dawcę. Czasem występuje sytuacja, kiedy katalog twierdzi, że część jest, ale jej fizycznie nie ma. Producent podzespołu przestał wyrabiać podzespół. I co zrobisz, nic nie zrobisz.

Citroen BX czyli coś co jeszcze istnieje – ale jak długo?

Korozji mówimy nie

Nie ma co się oszukiwać, rdza dopadnie niemal każde, nawet te określane jako niezawodne auta. Nawet Trabanta. I to nie żart, Trabanty gniją. Mit o nierdzewieniu wziął się jednak z duroplastu, z którego zrobiono poszycie trampka. W Trabancie gnije tak zwana jaskółka czy też szkielet karoserii. Podobnie DeLorean. Teoretycznie nie powinien rdzewieć, jednak także ma stalową ramę przestrzenną. A, no i Cybertruck, ostatni „hit”. On rdzewieje, chociaż te pojazdy nie mają nawet roku. Normalnie Alfasud czy japońskie samochody to przy tym odporne na rdzę auta. Chociaż dobra, Alfasud szybciej gnije od JDM…

Chociaż dobra, mojego byłego pseudo jot-de-ema już dawno z nami nie ma

Skoro obaliłem mit o Trabancie to czas na kolejny wóz. Mowa o Audi 80 czy Golfie 2 generacji. Z zasady nie gniją, O ILE nie uczestniczyły w wypadku. Jeśli uczestniczyły to prędzej czy później zaczną rdzewieć. Nie ma co się oszukiwać, nikt tych wozów raczej nie naprawiał fachowo. Zwłaszcza w czasach, kiedy kosztowały mniej, niż wynosi obecna minimalna pensja.

Mimo wszystko trzeba stwierdzić jedną rzecz. O ile korozja blach zewnętrznych nie jest większym problemem, to kłopot robi się przy korodującym podwoziu czy łączeniach kielichów z karoserią. Te czynniki nie są współzależne od siebie. Nierzadko spotykałem auta ze skorodowanymi drzwiami czy błotnikami, ale niezgnitym podwoziem. I odwrotnie, nieraz ładna karoseria skrywała pod spodem dziury w podłużnicach albo podłodze.

Te są jeszcze z czasów, kiedy nie myślano o czymś takim jak zabezpieczenie antykorozyjne

Krótko mówiąc, jak chcesz auto na lata, to je zabezpieczasz od nowości antykorozyjnie. Albo używanego łatasz reperaturkami blach i wycinasz ogniska rdzy. Ewentualnie wymieniasz skorodowane elementy, a potem oczyszczasz z nalotu i nanosisz powłokę ochronną. W ostateczności możesz kupić modelik w skali albo z klocków. One nie zgniją, najwyżej się połamią albo uszkodzą.

…A może jednak istnieją niezawodne auta?

W akapitach wyżej poruszałem ogólnikowo poszczególne samochody i pojazdy. Mniej lub bardziej awaryjne i nietrwałe. Czy jest jednak możliwość, że istnieją takie auta? Nie wykluczam tego. Takie anomalnie potrafią się zdarzyć w przeciągu cyklu produkcyjnego. Kluczową kwestią jest także eksploatacja czy serwis wozu. Wtedy nawet największy kapeć z fabryki potrafi się odwdzięczyć.

Tego Mercedesa i VW Golfa II w tle ciężko nazwać kapciem – chyba że się ma mózg zlasowany j*tuberami

W tym punkcie pewną pożywkę mogą mieć właściciele stereotypowych aut. Alfa 159 czy inne Renault Laguna 2. generacji nie słyną z niezawodności. Ba, niezawodne auta i wspomniane modele nie są używane często w jednym zdaniu. Mimo tego nieraz można słyszeć opinie, że im się nie psuje. Tak jak wspominałem przy Palio Weekendzie – jest możliwe. Co innego powiedzieć, że posiada się takie auto i nie ma awarii. Co innego twierdzić, że to niemieckie gadanie i bzdury. Zabawna sprawa swoją drogą. Niemal zawsze niemieckie auta są wybrane jako konkurencja. Kompleksy czy niedowartościowanie? Oceńcie sami.

Wyżej wspominałem o kilku przykładach aut w miarę niezawodnych, jednak nie do końca. Wymieniłem stare Mercedesy, Peugeoty, Toyoty czy BMW, Volkswageny i Audi. Oraz starsze wozy na ramie ze Stanów Zjednoczonych. Te wozy pochodziły z lat 60.-80. XX wieku. Moim zdaniem są one najbliższe wyobrażeniu tego, jakie mogłoby być faktycznie istniejące niezawodne auta. Nie ma co się oszukiwać, takich idealnych jednak nie ma. Niezawodne auta nie istnieją – są tylko takie, które są wytrzymałe i łatwo naprawialne. No i nie rdzewieją zbyt mocno. Z tego też względu w ruchu ulicznym czy na zlotach częściej można spotkać starsze BMW, Volkswageny czy Toyotę Corollę. Z francuskich, w ruchu ulicznym, często występuje Renault Scenic pierwszej generacji…

Scenic nie podpada pod niezawodne auta, ale trochę ich jeździ jednak

I tak całkiem poważnie, to mam wrażenie, że Sceniców jest więcej niż Meganek 1 generacji.

Co myślisz o tym artykule?
  • Przydatny (1)
  • Interesujący (1)
  • Świetny (0)
  • Nudny (0)
  • Słaby (0)
Total
0
Shares

Bądź na bieżąco!

Otrzymuj natychmiastowe powiadomienie email o nowych wpisach.

Bez spamu i reklam. Tylko najnowsza treść!

Komentarze 2
  1. Fajny artykuł! Skoro zeszło na Scenica: mam wrażenie, że i zwykłe Megane I jeszcze jeżdzą. Gorzej z Lagunami oraz wyrobami PSA z lat 90. Mam wrażenie, iż 306, 406 oraz Xantia wymarły praktycznie całkowicie. Mimo tego, że wiele lat temu, chyba wyroby PSA uchodziły za mniej zawodne od wyrobów Renault. Skoro zeszło na części: jako właściciel Citroena BX znam ten ból. Choćby dystrybutor hamulcowe: tego nie ma i nie będzie.

    1. W moich rejonach, czy też okolicach znajomych z bliskiej i dalszej odległości, to scenic właśnie jest najczęstszym francózem z lat 90. – oczywiście są też inne, ale tego tworu jeździ od groma. Nieraz widziałem też te pseudoterenowe rx4 czy jak to zwał co to takie rzadkie, a się potrafiło pojawić w największych zadupiach. Meganki rzadziej widuję, częściej te nowsze – no ale wiadomo, Polska nie jest jednolita motoryzacyjnie ; )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni
Muły rozwojowe — prototypy, od których dosłownie wszystko się zaczyna

Muły rozwojowe — prototypy, od których dosłownie wszystko się zaczyna

Następny
Przekładnia główna

Przekładnia główna

Zobacz także:
Total
0
Share